Byłem kiedyś na Krecie. Stałem przed Muzeum Archeologicznym w Heraklionie, delektowałem się porażającym upałem, bujną przyrodą na skwerku obok i mającym za chwilę nastąpić estetycznym szaleństwem wnętrza. Tylko dlaczego ktoś tak przeraźliwie piłuje wysokoobrotową piłą mechaniczną ze wspomaganiem? W samym środku sezonu, lekkim popołudniem, wśród tłumu turystów? Szybko okazało się, że to nie piła mechaniczna, ale cykada – mały niepozorny owad, bliski kuzyn naszego konika polnego. Słyszałem (rzadziej widziałem) później cykady w wielu miejscach na Krecie i w innych zakątkach Morza Śródziemnego. Równie głośne i nieco wyciszone, grające z samego rana, w południe i przed wieczorem; śpiewające solo, w różnych składach kameralnych i w ogromnych chórach tysięcy wokalistów. Czy może raczej skrzypków czy wiolonczelistów, bo instrumentem cykady są specjalnie przekształcone części szkieletu zewnętrznego, pocierane o siebie, podczas gdy całe ciało stanowi pudło rezonansowe.

Dźwięk cykad jest nad Morzem Wewnętrznym wszechobecny, dla mnie jednak był kompletnym zaskoczeniem. W przewodnikach piszą o delfinach w Knossos, małej świątyni Posejdona na przylądku Sounion czy mozaikach Bazyliki Eufrazjana w Porec; nawet o pogodzie na Istrii i promach kursujących przez Adriatyk. Nikt jednak nie ostrzegał mnie przed szaleństwem cykad! Do każdej wyprawy można się nieźle przygotować, czytać literaturę, wypytywać znajomych, oglądać mapy; nie da się jednak przewidzieć wszystkiego. Więcej nawet, każda podróż niesie ogromnie dużo przeżyć całkowicie niespodziewanych i zaskakujących, które często stają się najbardziej ekscytujące i trwałe.

 

 

Dotyczy to każdej wyprawy, a co dopiero biegu przez 170 km gór Chorwacji, który jest podróżą w najbardziej intensywnej postaci. Studiujemy trasę, oglądamy profil, długość podbiegów, rozmieszczenie punktów żywieniowych, staramy się odgadnąć rodzaj podłoża (jakie buty), temperaturę w środku nocy na wysokości 1300 m n.p.m. i stopień upału w ciągu dnia. Wszystkiego jednak nie da się przewidzieć i to nas najbardziej podnieca. To co nieprzewidywalne ciągnie nas przez pół Europy i każe zmierzyć się z tym co najtrudniejsze.

 

 

W kwietniu na Istrii nie będzie cykad, śpią jeszcze zagrzebane w ziemi. Ale jakie dźwięki słychać po zachodzie słońca w nadmorskich lasach, jak pachnie morze w zatokach na wschodnim wybrzeżu? Czy chorwackie ptaki też budzą się o świcie i cichną w południe? Jak wygląda wschód słońca w dolinie wysadzanej najmniejszymi miasteczkami na szczytach wzgórz? Czy po 100 km, oczy chcą jeszcze oglądać piękno? Jak przeżyć drugą noc, biegnąc bez snu? No i co czuje człowiek na mecie po 35 godzinach w drodze?

Jesteśmy jeszcze TU, ale jakby mniej, nasze sny wyprowadziły się już nad Mare Nostrum.

 

 

P.S.

Cykady spędzają wiele lat (!) w stadium larwalnym, zagrzebane 30 cm pod ziemią. Dorosłe osobniki żyją tylko kilka tygodni, żywiąc się głownie sokami roślin. Nic dziwnego, że już w starożytności były symbolem odradzającego się życia, wiecznej młodości i nieśmiertelności.