Przez większość mojego życia mieszkam nad Wisłą. No może nie nad samym brzegiem (chociaż teraz widzę ją z okna), ale kilkaset metrów od. Mieszkam nad Wisłą…. i nic o niej nie wiem.

Ostatnio biegam tam coraz częściej, dwaj moi koledzy Alan i Andrew przebiegli ją całą, od źródeł do ujścia, a Michael zamierza to zrobić w przyszłym roku. Do tego kilka miesięcy temu, pojawiły się w moim rejonie ładne słupki wyznaczające kilometry nurtu. Coś się wtedy przełamało we mnie. Oczywiście, Wisła to nie Dunaj, Sekwana czy Tamiza i jej ślad w kulturze jest z pewnością mniejszy. Ani jej marzyć o antropologicznym portrecie jaki stworzył dla Morza Śródziemnego Fernand Braudel. Jednak czegoś o Wiśle można się chyba dowiedzieć?

Zacznijmy zatem od tych słupków. Zanim się pojawiły, w wielu miejscach nad brzegiem stały – znacznie mniej urodziwe – metalowe tablice. Też wyznaczały kilometry rzeki, były nawet praktyczniejsze bo większe i ustawione nad samym brzegiem, tak żeby płynący kajakiem, barką czy tratwą mogli je łatwo zobaczyć. Zawsze byłem przekonany, że wyznaczają one kilometry rzeki od źródeł, czyli że biegnę np. 524-tym km Wisły. Nic bardziej mylnego. Tablice i słupki wyznaczają kilometry rzeki, ale nie od źródeł tylko od ujścia Przemszy, mniej więcej na granicy Śląska i Małopolski, nieco przed Krakowem, gdzie jest punkt zero. Moje 524 km jest właśnie od tego punktu. I żeby było ciekawiej, od ujścia Przemszy w górę rzeki liczy się kilometry narastająco, czyli źródła Wisły znajdują się na około -135 km , a ścieżki biegowe w Warszawie na około 650 km biegu rzeki (ale nie na pewno, bo rachunki się nie za bardzo zgadzają).

Popatrzmy teraz na ujście Rzeki. Alan i Andy kończąc swoją wyprawę nie mogli dobiec do samego Bałtyku bo jest tam rezerwat przyrody i wstęp wzbroniony. Jednak czy ostatnie kilometry Wisły to rzeczywiście Wisła? Takie szerokie połączenie z morzem, prosto na północ, znane ze współczesnych map? Tak, to jest Wisła, ale dopiero od 1895 roku. Dokładnie w tym roku bowiem (czyli nieco ponad 100 lat temu) przekopano sztuczne ujście rzeki, głównie w celu przeciwdziałania powodziom ujściowym powodowanym przez zatory lodowe. Wcześniej Wisła uchodziła do Bałtyku albo przez Nogat i Zalew Wiślany (i częściowo też Szkaprawę), albo przez tzw. Martwą Wisłę w Gdańsku. Przekop ma ok. 7 km długości i do 250 do 400 m szerokości. Był jedną z największych inwestycji tamtych czasów, a uroczyste otwarcie, na telegraficzny sygnał cesarza Wilhelma II z Berlina, było wielką i spektakularną uroczystością, która odbiła się szerokim echem w całej Europie. Spektakularną, bo ostatnie kilkaset metrów przekopu Wisła utworzyła sobie sama i kilkanaście godzin po otwarciu połączenia za pomocą jednego szpadla, osiągnęła docelową szerokość.

Z historii zamierzchłej Wisły byłem świadomy właściwie tylko jednego wydarzenia. Wiedziałem, że w 1573 roku otwarto w Warszawie pierwszy stały most na rzece, o drewnianej konstrukcji i długości ok. 500 m. Był oczywiście majstersztykiem ówczesnej techniki, najdłuższą podobno konstrukcją tego typu na kontynencie. Przechodził dokładnie przez dzisiejszą La Playe

A z ciekawostek bardziej współczesnych rzuciła mi się w oczy jedna sprawa. Kilometraż Wisły oznaczony jest różnymi ważnymi punktami na rzece: mostami, przeprawami promowymi, ujściami różnych dopływów. Znalazłem tam też coś tak dziwnego jak “przeprawa czołgowa”. Nie mogłem uwierzyć, ale jedna z takich przepraw miał się znajdować na 292 km, zaraz za Zawichostem.
Wujek Google Maps przychodzi z pomocą i po zbliżeniu odpowiednich okolic widać wąską dróżkę podążającą z obu stron do rzeki. Jest i street view, a tam z kolei dokładnie widać wielką szeroką drogę z płyt betonowych schodząca do Wisły i wychodzącą po drugiej stronie. Nie wiem czy jakieś czołgi tam rzeczywiście przejeżdżają, ale w dobie bomby atomowej od razu poczułem się bezpieczniej

 

Za Zawichostem zaczyna się najbardziej dziki i najpiękniejszy odcinek Wisły. Pełno tam wysp, meandrów, starorzeczy, lasów łęgowych na brzegach… Nigdy nie miałem pokusy żeby wzorem Alana i Andy’ego przebiec całą Rzekę lub jakiś większy jej odcinek. Chyba za płasko dla mojej wyobraźni. Ale mam marzenie żeby przepłynąć ten dziki odcinek z Zawichostu do Warszawy kajakiem. Przez dwa dni, w weekend. Podobno kajakarze przepływają średnio 30-40 km dziennie, ale to pewnie tak jak z biegaczami, co to nie biegają więcej niż maraton.